Dziecko autystyczne w szkole masowej

Dziecko autystyczne w szkole masowej

Autyzm – to ciągle jeszcze wielka niewiadoma.

Kiedy w 1997 roku rozpoczęłam pracę w klasie integracyjnej na stanowisku pedagoga wspomagającego, autyzm znałam z nielicznej dostępnej na rynku literatury i sporadycznych kontaktów z dziećmi w wieku przedszkolnym. Pewnego dnia zobaczyłam dziewięcioletnią dziewczynkę, której matka i prowadzący ją psycholog chcieli umieścić w szkole.

Tylko na rok i tylko w obecności terapeuty z Poradni, bo potem ,,gdzieś” na terenie Gdańska miała powstać klasa prowadzona przez specjalistów z Poradni dla Osób z Autyzmem. Basia została u nas do ukończenia szkoły podstawowej. Terapeuta zniknął z terenu szkoły na początku III klasy. Była pierwszą autystyczną uczennicą w naszej placówce.

Rozpoczynając naukę dziewczynka posiadała w bardzo dobrym stopniu rozwiniętą umiejętność naśladownictwa. Odwzorowywała znaki graficzne, rozpoznawała kolory, dokładnie i starannie kolorowała, liczyła na konkretach. Najbardziej niedojrzałą sferą jej rozwoju pozostawała komunikacja i funkcjonowanie społeczne. Basia znała, co prawda, podstawowe zasady współistnienia w grupie, ale nie zawsze je stosowała. Nigdy nie była agresywna w stosunku do rówieśników. Miała natomiast tendencje do zabierania po kryjomu kolorowych karteczek, słodyczy, zabawek. Na ile takie zachowanie było następstwem terapii behawioralnej i nagradzaniem pożądanych zachowań analogicznymi przedmiotami, a na ile chęcią posiadania ulubionych przedmiotów, do końca nie wiadomo. Najbardziej uciążliwym stał się zwyczaj łaskotania innych – w ten sposób, do VI klasy włącznie, próbowała zainicjować kontakt z rówieśnikami. Miewała chwile szczególnego uporu, negatywizmu i niechęci do jakiejkolwiek pracy, a wtedy potrafiła być agresywna w stosunku do nauczycieli. Czas szczególnej negacji i pewnego regresu w funkcjonowaniu społecznym przypadł na okres dojrzewania. Pojawił się niespotykany upór i agresja, plucie, próby uderzenia drugiej osoby. Obiektem ataków nie byli jednak koledzy i koleżanki, ale dorośli. Z czasem największą karą dla dziewczynki stało się odseparowanie od rówieśników. Problemy te skończyły się po wystąpieniu menstruacji. Pojawiło się zainteresowanie chłopcami, którzy stali się nieocenionymi pomocnikami wychowawców – na prośbę kolegów wykonywała każde zadanie. Pewne zaburzenia zachowania nie przeszkodziły rozwojowi umysłowemu uczennicy.

Drugi etap nauczania to wielki sukces edukacyjny Basi. Funkcjonowanie społeczne przebiegało prawie bez zarzutów – w zupełności sprawna pod względem samoobsługi, samodzielnie funkcjonowała na terenie szkoły, korzystała z obiadów, wracała do sal, przygotowywała się do zajęć sportowych. Czytała ze zrozumieniem proste teksty, wykonywała rysunki do instrukcji wielozdaniowej, stosując zasadę wybiórczości krótkich informacji. Pisała odpowiedzi do pytań, rozwiązywała poprawnie zadania, w których występuje następstwo zdarzeń, liczyła do 1000 (przez analogię do działań w pierwszej dziesiątce) bez przekroczenia progu dziesiątkowego, rozwiązywała zadania ilustrowane, wykonywała mnożenie jako uproszczone dodawanie. Odczytywała wskazania zegara. Podstawą osiągniętych wyników była, moim zdaniem, fenomenalnie rozwinięta umiejętność naśladownictwa, skutkująca pozytywnymi efektami metoda inicjowania aktywności, profesjonalnie prowadzone zajęcia logopedyczne oraz nie do przecenienia – motywująca rola grupy rówieśniczej,. Niestety, dziewczynka poza sygnalizowaniem swoich potrzeb nie posługiwała się mową. Nie stała się także tak naprawdę członkiem zbiorowości, na której tak bardzo jej zależało w początkowej fazie nauki. Mimo, że rówieśnicy zauważali jej nieobecność, zgłaszali mi problemy, jakie ją spotykały, zaakceptowali inny sposób bycia i wyglądu – pozostawała samotna. Oczywiście, na taką postawę złożyło się wiele czynników zaistniałych w szkole i poza nią.

Basia zaskakiwała wszystkich do ostatniej chwili pobytu w naszej placówce. A to niespodziewanym przywitaniem nauczyciela, który do tej pory był przeświadczony, że dziewczynka go nie zauważa, a to umiejętnością, której wydawało się, że nie opanowała. Najbardziej jednak zaskoczyła nas w trakcie uroczystości pożegnania szóstoklasistów. Zaśpiewała piosenkę będącą elementem programu artystycznego dzieci o specjalnych potrzebach edukacyjnych. Dziewczynka nigdy nie brała udziału w próbach, nigdy nie chciała tego robić – protestowała lub traciła kontakt z otoczeniem. Kiedy przyswoiła tekst i melodię utworu, co spowodowało, że podeszła do chórku, że wykonała utwór, że dopominała się braw – pozostanie jej tajemnicą.

Za wysiłek włożony w naukę i za postawę, którą prezentowała, została wyróżniona dyplomem oraz otrzymała nagrodę. Basia rozpoczęła trzeci etap edukacyjny także w klasie integracyjnej, wyposażona w odwagę obcowania z innymi ludźmi, którą nabyła w naszej szkole. Czy błędem było umieszczenie jej w szkole masowej? Moim zdaniem nie. Była dla nas nauczycielem tolerancji, a sama uczyła się panować nad demonami hałasu i zmiennej rzeczywistości. Żyjąc w swoim świecie, bywała w naszym i pokazywała nam jak znaleźć miejsce, gdzie te dwa światy łączą się w jeden.

Barbara Brzozowska
Szkoła Podstawowa Nr 24, Gdańsk