Wojtkowe oswajanie komputera

Wojtkowe oswajanie komputera

Wojtek skończył w marcu osiemnaście lat. Jeszcze cztery miesiące temu myślałam, że mój syn będzie całe życie oglądał kreskówki i książki o dinozaurach i innych zwierzętach, ewentualnie posłucha sobie muzyczki i tak minie mu dzień za dniem…

Trzy lata temu, na wiosnę, byłam z Wojtkiem w ZOO w Oliwie (jak co roku zresztą), kupiłam wtedy płytę CD ze zdjęciami zwierząt oliwskiego ZOO. Przymusiłam Wojtka, żeby posiedział ze mną przy komputerze i oglądał słonie, niedźwiedzie. Patrzył tak, żeby się nie napatrzeć. Jak to on. Potem, chyba razem z jakąś gazetą, dokupiłam CD „Encyklopedia zwierząt, ssaki”. Posadziłam Wojtka przy komputerze i pokazywałam po kolei każde zwierzę, słuchaliśmy ich głosów, oglądaliśmy krótkie filmy. Próbowałam kłaść jego toporną, sztywną dłoń na myszce i tłumaczyłam zależność jego ręki i strzałki na ekranie. W odpowiedzi Wojtek wpatrywał się w klawiaturę, albo odchodził od komputera. Machnęłam ręką – nic z tego nie będzie. Mój syn nie nauczy się obsługiwać komputera.

Z czasem Wojtek zaczął jednak sam włączać komputer. Włączył i szedł sobie. Odbierałam to jako komunikat – chcę obejrzeć zwierzęta – więc siadałam i pokazywałam mu kolejne zwierzęta. Trwało to często nawet godzinę. Czasami robił to za mnie mąż, syn Maciej (co uważał za najgorszą karę, bo przecież Wojtek nie „kuma”), albo córka Agusia. Oba ulubione programy Wojtka trzeba było obsługiwać myszką. Bez końca gadałam, że kupię Wojtkowi klawiaturę dla niepełnosprawnych – tylko strzałki i enter – ale nic nie robiłam w tym kierunku. Prosiłam znajomych o proste programy komputerowe, ale Wojtek chciał oglądać tylko ZOO i ssaki.

Przyszedł grudzień 2003 roku. Po raz setny chyba siedziałam z nim przy monitorze i puszczałam po kolei zdjęcie słonia, tygrysa, lwa. I nie wiem, jak to było. Zadzwonił telefon, albo byłam pilnie potrzebna w kuchni, nie pamiętam, ale na pewno musiałam odejść od komputera. Zostawiłam Wojtka samego i kiedy wróciłam, on miał już na ekranie nowy obrazek, a jego dłoń leżała na myszce.

Początkowo myślałam, że to przypadek, ale Wojtek kliknął i na monitorze pojawił się nowy zwierz. Dla nas był to cud. Paweł pokazał mu, że w komputerze może też słuchać swoją ulubioną muzykę klasyczną. Wojtek był tym bardzo zdumiony. Ale możliwość słuchania muzyki z wizualizacją sprawiła, że jego palce w ciągu zaledwie kilku dni nauczyły się prawidłowego klikania. Miesiąc trwało przesuwanie strzałką po ekranie i trafianie we właściwą ikonkę, bez jednoczesnego klikania.

Dzisiaj Wojtek sam włączy, wyłączy i zresetuje komputer. Obsługuje swoje ulubione programy: ZOO, ssaki i płyty z muzyką klasyczną. Potrafi spędzić przy komputerze 4 godziny. Dostał od naszego znajomego ze Stanów specjalny program o życiu dinozaurów – opanował go w jeden dzień. Pewnego dnia oglądał nawet film na DVD „Romansidło” i wyszukiwał w nim określone sceny, wszystkie były związane z podkładem muzycznym, który Wojtkowi się podobał. Ostatnio gra w jakieś militarne gry Maćka, nie jestem tym zachwycona, ale kiedy widzę jak prawą ręką strzela myszką, a lewa ręka – strzałkami na klawiaturze przemieszcza żołnierza po polu bitwy, wybaczam mu tak niepokojowe zajęcie.

I jestem z niego dumna.

I teraz wierzę, że na wszystko przyjdzie czas. Może nawet na to, że kiedyś Wojtek powie coś do mnie.

Beata Gajewska
KTA O / Gdańsk